Nasze usterki – ROADTRIP
Każdy opisuje swoje wyprawy w sposób pozytywny, bezproblemowy. My natomiast chcemy pokazać, że nie zawsze jest pięknie. W tym artykule opiszę co nam się przydarzyło, a mogło zdarzyć się każdemu.
Jak zapewne wiecie, w podróż pojechaliśmy Volkswagenem Golf II. Mimo jego wieku oraz niekoniecznie idealnym stanem blacharsko-mechanicznym, nie bałem się jechać 5000 kilometrów z dala od domu. Dlaczego? Dlatego, że jest to auto bardzo łatwe w obsłudze. Chodzi mi konkretnie o łatwy dostęp do całego silnika (bo wszystko jest widoczne) oraz brak skomplikowanej elektryki czy różnych czujników.
Tę pewność siebie w trasie zawdzięczam również tacie. To on uczył mnie podstaw mechaniki samochodowej – sam jest mechanikiem. Tak naprawdę wiem o budowie aut sporo, mimo całkiem innego kierunku rozwoju – bo przecież poszedłem w rachunkowość.
Listę „warsztatu” który zabrałem w drogę znajdziecie pod tym linkiem.
CO SPOTKAŁO NAS W TRASIE?
Pierwsza usterka pojawiła się jeszcze w Polsce. Pewnego dnia bagażnik nie chciał się otworzyć. Na szczęście poprzez łatwy dostęp z tylnej kanapy auta, miałem możliwość otwarcia klapy za pomocą własnych dłoni. Awaria okazała się banalna – mały pręcik, który pełnił rolę „dźwigni” po prostu wyleciał z mocowania.
Drugą usterką była zabrudzona cewka w instalacji gazowej. Już prędzej miałem z tym problem. Golf po prostu nie chciał przełączyć benzyny na LPG.
Usunięcie awarii w pełnym słońcu, gdzie oczywiście odkręcenie konkretnej śruby zajmuje więcej czasu niż samo przeczyszczenie cewki, potrafi być denerwująca, ale niestety nie mieliśmy akurat wtedy dużego wyboru miejsca do spokojnej naprawy.
Po odkręceniu śruby uwalniającej cewkę sama „regeneracja” była dziecinnie prosta – wystarczyło cały brud wydmuchać i gotowe. Nie była to skomplikowana operacja, lecz dla osoby, która nie ma o tym bladego pojęcia, mogła przysporzyć wielu problemów naprawczych jak i finansowych – bo przecież LPG można uznać za dwa razy tańsze paliwo niż benzyna.
Ostatnią, bardziej nieprzyjemną awarią był uciekający płyn chłodniczy. W tym przypadku nie było trudno zdiagnozować co się stało. Uszkodził się oring w króćcu układu chłodniczego przymocowanym do głowicy. Sama naprawa też nie była skomplikowana, bo wystarczyło odkręcić krócieć, założyć nowy (uszczelniając szarym silikonem) i gotowe. Najgorszym mankamentem było nasze położenie i czas, w którym to się stało. Byliśmy około 20 kilometrów od najbliższego sklepu z częściami motoryzacyjnymi, a w dodatku była to sobota, godziny popołudniowe, gdzie wszystko już było zamknięte! Sama usterka była niepokojąca, bo przecież nie zapomnijmy o tym, że Golf II nie ma cudownego układu chłodniczego, a uciekający płyn to zwiększona szansa na przegrzanie silnika. Postanowiliśmy, że przeczekamy trochę czasu, aby silnik ostygł i potem ruszymy. Tutaj muszę wspomnieć o tym, że płyn uciekał tylko przy wysokich obrotach silnika, więc przy postoju nie bałem się o jego brak w zbiorniku.
Podczas czekania znaleźliśmy na aplikacji Park4Night – o której możecie poczytać tutaj – ciekawe miejsce do spania blisko miasta, w którym znajdował się sklep motoryzacyjny. Po schłodzeniu silnika ruszyliśmy tam, aby przeczekać weekend i zakupić potrzebne części.
W poniedziałek, po zakupach, pojechaliśmy szybkim tempem w ciche i spokojne miejsce, oddalone od miasta. Przy odkręcaniu króćca, chcąc zaoszczędzić na utracie dużej ilości płynu chłodniczego, podłożyłem pod to miejsce bańkę. Cała operacja była dosyć łatwa, a przy okazji mieliśmy możliwość porozmawiania z mieszkańcem tamtejszej miejscowości.
CO JEŚLI AWARIA BĘDZIE NAPRAWDĘ POWAŻNA?
Nawet dobry mechanik nie poradzi sobie bez potrzebnego sprzętu. Jeśli usterka wykluczy dalszą jazdę, lub naprawa będzie dla nas zbyt trudna, to przecież nie koniec świata! Zadzwońmy do kogoś, kto może nam pomóc, udzielić rad. Panika w tym przypadku jest najgorsza!